czwartek, 28 lipca 2016

...a sierpień puka do okien...


-Od świętej Hanki, zimne wieczory i ranki-

I już minęła połowa lata, przyglądając się przyrodzie można zauważyć pierwsze tchnienia jesieni, liście delikatnie maźnięte jesiennym pędzlem ubierają się w kolory. Ogrody jeszcze buchają kwieciem, upajają zapachami, trzeba się tym nasycić, bo za chwilę z kolorowego, letniego snu, obudzimy się w szarej, jesiennej rzeczywistości, ale póki co... ;)






Pachnące kępy floksów, jak z babcinego ogrodu, przypominają czasy beztroskiego dzieciństwa. Lubię je również z tego powodu, że wabią do ogrodu Fruczaki Gołąbki, cudne ćmy, nasze koliberki, niestety złapać takiego delikwenta w obiektyw aparatu to nie lada wyczyn, jeszcze nigdy nie udało mi się tego dokonać tak, by efekt był choć odrobinę zadowalający, ale jeszcze wszystko przede mną...






Czas najwyższy pozbawić Pysznogłówki czuprynek, żeby móc jesienią i zimą rozsmakowywać się w herbatkach aromatyzowanych suszonymi kwiatami Monardy...dla zdrowotności ;)





Zaczął się czas przetworów, zapasów na zimę, każde warzywko wyhodowane samodzielnie, bez użycia środków chemicznych/pestycydów, jest cenne i warte zachodu. Zbiegło się to moje robienie zapasów zimowych z przejściem na dietę, nie jest łatwo pogodzić jedno z drugim, ale jak na razie trzy kilogramy za mną :), postawiłam na stole trzy kilogramy cukru, wizualizacja tego co zrzuciłam była bardzo motywująca i utwierdziła mnie w tym, że robię dobrą robotę dla swojego organizmu, zdrowia i kieszeni :) cdn.