niedziela, 4 grudnia 2016

Coraz bliżej święta...

  Kituś z Bianką chyba naprawdę chcą zimę przeczekać w koszyku, to znaczy ten czas, kiedy nie jedzą i się nie biją





Przedświąteczny szał ogarnął już prawie wszystkich i w realu i w sieci. Od kilku lat przyglądam się z boku, nie biorę w tym udziału, już nie, ale lubię obserwować. Z każdej kulinarnej stronki wylewają się kolorowym strumieniem przepisy na ciasta, ciasteczka, babki, placki i inne wypieki w tysięcznych wariacjach i odmianach. Jest w czym wybierać. Bombardują nas zewsząd reklamy że święta nie będą udane jeśli nie kupisz: szynki, gęsi, baleronu, pięć blach ciasta, trzy worki pierniczków, tysiąc lampek i pięć choinek, skarpetek, rękawiczek, dwóch laptopów, pięć tabletów i jeszcze wyjazd świąteczny najlepiej do ciepłych krajów, nie masz kasy, no problem, chwilówki przez telefon masz na pstryknięcie palców. A jak nie kupisz tego wszystkiego, to ci się ze zmartwienia zmarszczki zrobią i bez kremu za pińcet złotych się nie obejdzie. Kolorowo, błyszcząco, krzykliwie, wszystko oblane świątecznym lukrem. Obudzisz się po świętach, najpóźniej po nowym roku w szarej rzeczywistości i bez fajerwerków. Szczęśliwi ci którzy nie dadzą się zwariować.

Ogród usypia a ja razem z nim, coraz trudniej mi wyjść za próg, szczególnie w mokre, zimne i pochmurne dni. Zima to nie jest moja ulubiona pora roku, zdecydowanie nie, choć pięknie jest, gdy wszystko przysypie biała pierzynka, ale ile takich pięknych dni się przytrafia?
Ostatnie kolory w ogrodzie





Piękne przyrosty ma cyprysik nutkajski, jeśli mnie pamięć nie myli odmiany Gloria Polonica, posadzony w nieodpowiednim miejscu, na wiosnę czeka go przeprowadzka. 


Mimo mrozu w bardzo dobrej kondycji jest monarda, można spokojnie robić herbatkę ziołową ze świeżo zerwanego ziela pysznogłówki, zaskakuje mnie w tym roku.


Pogoda nie rozpieszcza, mróz trzyma, śniegu brak, tylko czarne wrony czarno kraczą, a my czekamy na święta...ośnieżone i skrzące mrozem. 










poniedziałek, 21 listopada 2016

***


                     Nowy dzień, początek tygodnia, może być dobry lub zły, podnieść na duchu lub dobić. Czy wszystko zależy od nas? Nie do końca, bo na tak niewiele rzeczy mamy wpływ, najważniejsze to umieć się poruszać pomiędzy zdarzeniami które gotuje nam los i omijać te, które mogą rozbić naszą łupinkę orzecha na oceanie życia. W końcu wszyscy i tak zacumujemy w jednym porcie.


 

niedziela, 20 listopada 2016

Jeszcze nie...

Pogoda dała nam jeszcze trochę czasu, przymrozki odpuściły, ale już sama nie wiem co gorsze, bo to mokre i bure coś za oknem wpędza mnie w dołek, a nawet wielki dół. Dwa dni wyjęte z życiorysu.

I jeszcze zbliżające się święta, które nie wzbudzają we mnie dzikiego entuzjazmu. Nie rozumiem tego kulinarnego szaleństwa, nigdy nie rozumiałam, jakby wszystkie gospodynie chciały nadrobić zaległości z całego roku  w gotowaniu, pieczeniu, sprzątaniu. Czyżby taka dziwna forma dowartościowania się? Bo na co komu te góry jedzenia, odgrzewane do nowego roku, pakowane na wynos dzieciom i kto tam się jeszcze nawinie. Częstowanie sernikiem o zapachu kiełbasy, horror. A może to pozostałość po czasach kiedy nic w sklepach nie było? Teraz jest, na bieżąco, a jednak zakupy robimy jak -na wojnę-.
Kiedyś, znajoma goniąc resztami sił usłyszała - a kto ci kazał to wszystko robić? Sama chciałaś.-
I tak właśnie myślę, same chcemy, a kiedy zamiast pochwalnych peanów usłyszymy -nikt ci nie kazał tego robić- czujemy się niedoceniane, rozczarowane, rozgoryczone. 
A może bliscy woleliby iść z nami na świąteczny spacer, pojechać gdzieś w góry, powędrować, a nie siedzieć, jeść i leżeć, a w ramach rozrywki iść do kościoła, bo tak niestety wyglądają święta w większości domów, nierzadko do świątecznych atrakcji dołączają jeszcze kłótnie rodzinne.
Kilka lat temu spojrzałam na wszystko inaczej. Teraz lubię spacerować, obserwować świąteczną gorączkę, ale z boku, nie uczestnicząc w niej. Nie ma gór jedzenia, blach z ciastami, jest tylko tyle ile potrzeba, a człowiekowi do życia niewiele potrzeba. Zdecydowanie być, a nie mieć.
Szaleństwo już się zaczęło, a nazywa się -Jarmarki Bożonarodzeniowe- , Wrocław chyba najszybciej zaczął,  ja też się wybiorę na jarmark, ale nie ten skrzący-błyszczący, ale ludowy.

    

piątek, 11 listopada 2016

Taka tam pogoda.




Sennie, zimno, pochmurno, leniwie...
Taka pogoda ściąga człowieka w dół, gdzie dno jest wysłane depresją, kiedy go dotkniemy stopami trzeba się mocno odbijać, by wypłynąć, a łatwo nie jest, bo depresja jest jak bagno, wciąga niżej i niżej aż ..., mnie ratuje moje stado, przy nich nie ma czasu na rozczulanie się nad sobą, zwierzęta skutecznie wyciągają z dołków w które ciągle wpadamy, są jak lina holownicza, ale tylko dla tych którzy kochają zwierzęta.  








niedziela, 6 listopada 2016

Pomiędzy kroplami deszczu...


Pogoda typowo listopadowa, mokra, senna i leniwa. Nic tylko opatulić się kocem, z książką w ręku i kubkiem gorącej kawy na stoliku. Jesienne szarugi to chyba najgorsza pogoda, od niej tylko krok i lądujemy w smutnym dołku. 
Pomiędzy kroplami deszczu udało mi się wyskoczyć na krótki, jesienny spacer. Trzeba korzystać z każdej okazji, bo za chwilę znikną kolory i zostanie tylko szaro-bure niewiadomoco i deprecha gotowa.







Chyba czapla.



Punkt obserwacyjny.


A kto w młodości skakał po palach i nieraz się skąpał?


Nad rzeczką, opodal krzaczka, mieszkała kaczka dziwaczka...




Twardziele, w taka pogodę...;) 





poniedziałek, 31 października 2016

Budzi się nowy dzień...

Wczorajsze dobranoc było niesamowite, spowite w płomienie, słońce zapaliło łuną ognia całe niebo.


Dzisiejsze dzień dobry jest ciemne -choć oko wykol-, więc trzeba się dobudzić w bardziej radykalny sposób, wiaderkiem kawy najlepiej ;)




piątek, 28 października 2016

Chryzantemy złociste...i nie tylko...

Piękności chińskiego pochodzenia, symbol jesieni, wielobarwne plamy rozświetlające układające się do zimowego snu ogrody, główny zdobniczy atrybut Zaduszek, na całe szczęście, już nie kojarzą się tylko i wyłącznie ze Świętem Zmarłych, już jest przyzwolenie obyczajowe by mogły zamieszkać w wazonach i zdobić stoły, rozweselać w pochmurne i deszczowe dni. 
To może trochę muzyki, dobrej, i...chryzantemy...