poniedziałek, 21 listopada 2016

***


                     Nowy dzień, początek tygodnia, może być dobry lub zły, podnieść na duchu lub dobić. Czy wszystko zależy od nas? Nie do końca, bo na tak niewiele rzeczy mamy wpływ, najważniejsze to umieć się poruszać pomiędzy zdarzeniami które gotuje nam los i omijać te, które mogą rozbić naszą łupinkę orzecha na oceanie życia. W końcu wszyscy i tak zacumujemy w jednym porcie.


 

niedziela, 20 listopada 2016

Jeszcze nie...

Pogoda dała nam jeszcze trochę czasu, przymrozki odpuściły, ale już sama nie wiem co gorsze, bo to mokre i bure coś za oknem wpędza mnie w dołek, a nawet wielki dół. Dwa dni wyjęte z życiorysu.

I jeszcze zbliżające się święta, które nie wzbudzają we mnie dzikiego entuzjazmu. Nie rozumiem tego kulinarnego szaleństwa, nigdy nie rozumiałam, jakby wszystkie gospodynie chciały nadrobić zaległości z całego roku  w gotowaniu, pieczeniu, sprzątaniu. Czyżby taka dziwna forma dowartościowania się? Bo na co komu te góry jedzenia, odgrzewane do nowego roku, pakowane na wynos dzieciom i kto tam się jeszcze nawinie. Częstowanie sernikiem o zapachu kiełbasy, horror. A może to pozostałość po czasach kiedy nic w sklepach nie było? Teraz jest, na bieżąco, a jednak zakupy robimy jak -na wojnę-.
Kiedyś, znajoma goniąc resztami sił usłyszała - a kto ci kazał to wszystko robić? Sama chciałaś.-
I tak właśnie myślę, same chcemy, a kiedy zamiast pochwalnych peanów usłyszymy -nikt ci nie kazał tego robić- czujemy się niedoceniane, rozczarowane, rozgoryczone. 
A może bliscy woleliby iść z nami na świąteczny spacer, pojechać gdzieś w góry, powędrować, a nie siedzieć, jeść i leżeć, a w ramach rozrywki iść do kościoła, bo tak niestety wyglądają święta w większości domów, nierzadko do świątecznych atrakcji dołączają jeszcze kłótnie rodzinne.
Kilka lat temu spojrzałam na wszystko inaczej. Teraz lubię spacerować, obserwować świąteczną gorączkę, ale z boku, nie uczestnicząc w niej. Nie ma gór jedzenia, blach z ciastami, jest tylko tyle ile potrzeba, a człowiekowi do życia niewiele potrzeba. Zdecydowanie być, a nie mieć.
Szaleństwo już się zaczęło, a nazywa się -Jarmarki Bożonarodzeniowe- , Wrocław chyba najszybciej zaczął,  ja też się wybiorę na jarmark, ale nie ten skrzący-błyszczący, ale ludowy.

    

piątek, 11 listopada 2016

Taka tam pogoda.




Sennie, zimno, pochmurno, leniwie...
Taka pogoda ściąga człowieka w dół, gdzie dno jest wysłane depresją, kiedy go dotkniemy stopami trzeba się mocno odbijać, by wypłynąć, a łatwo nie jest, bo depresja jest jak bagno, wciąga niżej i niżej aż ..., mnie ratuje moje stado, przy nich nie ma czasu na rozczulanie się nad sobą, zwierzęta skutecznie wyciągają z dołków w które ciągle wpadamy, są jak lina holownicza, ale tylko dla tych którzy kochają zwierzęta.  








niedziela, 6 listopada 2016

Pomiędzy kroplami deszczu...


Pogoda typowo listopadowa, mokra, senna i leniwa. Nic tylko opatulić się kocem, z książką w ręku i kubkiem gorącej kawy na stoliku. Jesienne szarugi to chyba najgorsza pogoda, od niej tylko krok i lądujemy w smutnym dołku. 
Pomiędzy kroplami deszczu udało mi się wyskoczyć na krótki, jesienny spacer. Trzeba korzystać z każdej okazji, bo za chwilę znikną kolory i zostanie tylko szaro-bure niewiadomoco i deprecha gotowa.







Chyba czapla.



Punkt obserwacyjny.


A kto w młodości skakał po palach i nieraz się skąpał?


Nad rzeczką, opodal krzaczka, mieszkała kaczka dziwaczka...




Twardziele, w taka pogodę...;)