sobota, 27 czerwca 2020

Żmijowce, wiesiołki i woda...


Koniec czerwca, pogoda funduje nam w tym roku przejażdżkę na rollercoasterze.
+30 duchota, umęczenie i jazda w dół, +17 burza grad i deszcz, by za chwilę wdrapywać się znowu na trzydziestostopniowy bezdech. Jestem w totalnym rozstroju psychofizycznym, staram się siłą mocą trzymać pion, w tym mi pomagają....żmijowiec, wiesiołki i woda ;)....i nie tylko....przyroda burzy i niszczy, ale i daje ukojenie.






niedziela, 14 czerwca 2020

Peonie.

Cesarskie kwiaty, majestat, spektakularne piękno, hipnotyzujące, przykuwające wzrok, fascynujące, zniewalające i wszystkie cudowne -ące, oprócz jednego...
zbyt krótko kwitn-ące.
Królewskie kwiaty dostały trzydzieści+ miejscówek w moim ogrodzie.


















czwartek, 11 czerwca 2020

Takie tam...

Miało być o piwoniach i będzie, może wieczorkiem.
Teraz słów kilka o bałaganiarstwie, o tym że po zgraniu zdjęć z aparatu należy odłączyć kabel, tak po prostu. A jeśli się chce robić zdjęcia "żywiźnie" to tenże aparat musi być pod ręką, dodatkowo okna powinny być czyste. Niestety przy tylu kotach ile zasiedliło moją chałupkę, jest to absolutnie niemożliwe. Piętnaście minut po myciu, okna są splute, skichane, i rozmazane łapkami, śliniące się drapieżniki próbują pożreć przez szybę wszystko co fruwa za oknem, a że staram się by ogród był przyjazny dla zwierząt, więc wszystkie okna są w podobnym stanie.
Dzisiaj przy porannej kawie, kątem oka zobaczyłam że coś próbuje mi potargać brunnerę, że coś tam się miota w chmurze malutkich, niebieskich kwiatuszków, przypatruję się i widzę, że w odwiedziny przyleciały do mojego ogrodu szczygły, piękne kolorowe szczygiełki. 
Rzuciłam się więc do pokoju po aparat, szybko otwieram szybę witryny, łapię aparat, coś go trzyma, jakiś kabel, o coś się zamotał, szybko szybko, na dwór nie wyjdę, ptaki są za blisko, otworzę drzwi - uciekną, z ganku, z ganku będzie najbliżej, ale to kociosplute okno, wypaćkane nosami, nic to, może coś wyjdzie.
Odpalam aparat, ciemność widzę, ciemność, nie zdjęłam pokrywki, no dobra jest, coś mi włazi do oka, pasek splątany z kablem...
Bardzo cierpliwe były te szczygiełki, że poczekały aż skończę walkę z aparatem...
A mogło być tak, piję kawę siedząc przed kompem, przy oknie w jadalni, mam świeżo umyte okna, może wczoraj? Widzę baraszkujące w kwiatach szczygły, sięgam po leżący obok kompa aparat i pstrykam, pstrykam, pstrykam...
...ale niestety, może w kolejnym życiu będę poukładana i taka akuratna, 
...w tym wcieleniu, mam zdjęcia robione przez upapraną, wylizaną kocimi jęzorami szybę, z ciemnego ganku, w ostatniej chwili...
...ale i tak się cieszę...
   




czwartek, 4 czerwca 2020

Oprócz błękitnego nieba...

...nic mi dzisiaj nie potrzeba.

Choć nie wiem czy nie trafniejszy byłby ten cytat...

"Ta nasza młodość ten szczęsny czasTa para skrzydeł zwiniętych w nas"

Ta moja młodość jest nierozerwalnie związana z jeziorami :) a to jedno z tych jezior.

Dedykuję te fotografie mojej przyjaciółce, która nigdy nie ma czasu. Może kiedyś znajdzie ;)




Odrobina obrazu z fonią :)


W tak pięknych okolicznościach przyrody, jak mawiał klasyk, pożarłam dietetyczny posiłek, pyszny zresztą, choć nie wygląda ;)


Sześć kilogramów do września, muszę 💪, nie przybrać ;)

I bukiecik z ogrodu, malutki, żeby koty się nie zorientowały że jakaś zielenina stoi na kominku.


Pozdrawiam wszystkich odwiedzających ten mój wirtualny zakątek.