środa, 26 kwietnia 2017

:(((

          Śniegu już nie ma, pogoda podarowała nam dwa dni oddechu, a dzisiaj od rana leje deszcz, tylko siąść i płakać nad tegoroczną wiosną...



środa, 19 kwietnia 2017

I znowu...byle do wiosny...

        Pogoda obrzydliwa, chyba już tylko antydepresanty mogą pomóc. Walcząc ze sobą i z mroźnym wiatrem, wyskoczyłam jednak w mroźną otchłań, zabezpieczyć choć te cenniejsze hosty. Mini szklarenka "wywinęła orła" miotnięta mocnym podmuchem, mimo obciążenia kamieniami plus wiaderko wody. Wścieklica mnie złapała i nawet nie wyszłam posprzątać,

"Przewróciło się niech leży cały luksus polega na tym 
że nie muszę go podnosić będę się potykał czasem 
będę się czasem potykał ale nie muszę sprzątać"

najbardziej żal mi siewek ketmii, które pięknie wykiełkowały, może uda się kilka odzyskać...jutro, bo dzisiaj już nic mnie nie zmusi wyjść na zewnątrz. Jestem leniwa i ciepłolubna, absolutnie.











wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozprzężenie poświąteczne.

                 Rozbita, wybita, przybita, tak działają na mnie święta, za którymi zresztą nie przepadam. Nie lubię kiedy coś zaburza ustalony porządek, jak właśnie święta, czy koszmarne, długie weekendy. Tydzień ma siedem dni, sześć się pracuje, siódmego odpoczywa i to jest pomyślane optymalnie :). Kiedy pogoda sprzyja, nie jest to problem, można pięknie zorganizować wolny czas, ale przy takim koszmarze, który jest za oknem, sama myśl o wyjściu za próg przyprawia o dreszcze ;)
Przepowiadacze prorokują dziesięć "cudownych" dni, mokrych, zimnych, z akcentami mrozowymi, wietrznych, depresyjnych, ohydnych. 
Dobrze że choć cebulowe, wiosenne kwiaty kwitną, są radosną iskierką dla oka w te paskudne, wstrętne dni.
No i ewidentnie jedna sosna może mi przy większej wichurze fiknąć na środek podwórza, to tylko kwestia czasu, niezbyt optymistyczna perspektywa.







  

piątek, 7 kwietnia 2017

Cukier.

          Cukier, biała śmierć, w nadmiarze na pewno, ale że jako mamy wolną wolę, to każdy go sobie dozuje na swój sposób, świadomy jego dobrych i złych stron.
Generalnie używam syropu daktylowego, domowego, ale moja kuchnia nie jest całkowicie wolna od cukru, używanego w granicach rozsądku oczywiście.
Cukier z laskami wanilii od lat mi towarzyszy, a w tym roku skusiłam się na zrobienie cukru fiołkowego, tak eksperymentalnie i w niewielkiej ilości. Wszystkiego trzeba przecież dotknąć i polizać ;)
Najpierw trzeba się pobawić w Kopciuszka. Laski wanilii wystarczy rozkroić i wrzucić do słoja z cukrem, fiołków najpierw trzeba nazbierać.



A to jeszcze jest pół biedy, bo teraz trzeba wyskubać z kwiatuszków same płatki :0. Pierwszą porcję zmarnowałam z lenistwa, bo nie chciało mi się w onego Kopciuszka bawić i wrzuciłam do moździerza całe kwiatki, zamiast zapachu fiołków cukier zalatywał trawą, nawet nutki fiołkowej nie można było wyczuć, więc skubałam, skubałam, skubałam...
Przy ucieraniu pięknie pachniało, cukier nabrał cudownego koloru, ach, ach...





Niestety ten zachwalany cukier wcale po kilku dniach fiołkami nie pachnie tylko hmmm...bo ja wiem czym..., znaczy się w porównaniu z trawiastym zapachem pierwszej porcji pachnie "Krzykiem z wykrzyknikiem";), niemniej jednak do fiołkowego zapachu który wydzielał w trakcie ucierania... dalekooo... ho... hooo..., za to piękny kolor pozostał :) Jak dla mnie cukier fiołkowy ma tylko walory wizualne i tyle w temacie. Fiołki zdecydowanie wolę w naturze niż w słoiku.
No i po co ja unicestwiłam tyle fiołkowego dobra?????????????

  

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

...ucho od śledzia...:(((

            I miałam sobie dzisiaj posaksofonić, bilety na koncert kupione już dawno. No i właśnie...ucho od śledzia...koncert odwołany. Szkoda :(, a tak się cieszyłam.
Tydzień temu byłam na sztuce "Emigranci" (S.Mrożka), tyle mojego, o!
A swoją drogą, dramat powstał w 1974 roku, i mimo że zmienił się kontekst historyczny, zmieniły się powody emigracji, to jednak sztuka nadal aktualna jak hmmm..."Miś" Barei ;)
A wczoraj, dla przypomnienia, obejrzałam sobie "Dzień Świra" i co tu więcej pisać ;)

Scenografia do emigrantów raczej z tych mało wymagających ;), za to Piotr Cyrwus (XX) i Szymon Kuśmider (AA) świetni :) 


...a czasu ciągle brak...

         I nadeszła, wyczekiwana, wytęskniona...wiosna. Wybuchły kolory i zapachy. Życie. Odrodzenie. Nadzieja. Radość.
Tylko siły z biegiem lat gdzieś uleciały, a każda rzecz zajmuje trzy razy więcej czasu niż jeszcze z dziesięć lat temu, ale nie mam zadęcia na ogród wymuskany, wylizany, trawnik, iglaki i kilka gazonów, w końcu na wieś wyjechałam, więc ogród ma być wiejski, taki jaki pamiętam z dzieciństwa. Kreowanie przyrody, może to i forma sztuki, ja jednak wolę dzikość lasu, niż naginanie natury do zamysłu projektantów. W TV lubię pooglądać sobie takie wypięknione, poukładane ogrody, gdzie każdy kamyk ma swoje, przemyślane na różne sposoby miejsce, niesie przesłanie i w ogóle, i w szczególe. Posłuchać teorii i rad, że jak nie będziesz miała takiego krzaczka czy kwiatka w ogrodzie, modnych bogenów, gabionów, halogenów, nawadniania za kilka tysięcy itd., to ogród będzie "do bani", "demode" i w ogóle szkoda w takim nawet pazurem grzebnąć, no chyba że kurzym. A później wychodzę do swojego zachwaszczonego zielonego dzikusa i czuję się wolna jak ptak, u siebie. Amen.