środa, 29 maja 2019

Po drugiej stronie lustra...

...to również mój ogród, jego drugie oblicze, inne, ale wcale nie gorsze, a może i lepsze, bo przypomina dziecięce buszowanie po łąkach :) Od dziecka ciągnęło mnie do wegetarianizmu, ale wtedy nazywali to głupotą, ileż ja zjadłam koniczyny, stokrotek, "chlebków", ileż wyssanych kwiatów jasnoty i innych dobroci darowanych nam przez naturę. Niedojrzałe, mlecze kłosy zbóż, nie mówiąc już o dzikich owocach wszelakich, rarytasy, a w domu byłam niejadkiem, wolałam pasać się jak krowa na łąkach ;))). A w przedszkolu? W przedszkolu chowałam pierogi po kieszeniach, a kiedyś, kiedyś, sroga kuchara stanęła nade mną i nad talerzem ryżu na mleku, by mnie zmusić do zjedzenia tegoż, hmmm... cóż.... więcej nikt mnie nie zmuszał do ryżu na mleku. 😝  





A w domu zakwitły francuskie perfumy :)))
Hoya Krohniana


4 komentarze:

  1. A szczaw i "zajęcza kapustka"? Pamiętasz kwaśne listeczki wyskubywane z polnej łąki? Pędy traw wszelakich i kwiatuszki koniczyny /najlepsza była czerwona!/ wyciągane delikatnie aby dobrać się do słodkiej nasady. Ach,ile tych naturalnych zakąsek!
    Stokrotki służyły do wróżenia "kocha, nie kocha"...
    Cudne są te dzikie roślinki, prawdziwie wolne bo rosną tak jak chcą i są takie jak natura chciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko pamiętam, a im jestem starsza tym mocniej i wyraźniej pamiętam ;))) "Bezgrzeszne lata" :)

      Usuń
  2. Świat bez takich miejsc byłby okropnie ubogi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zanim ludzie zaczęli wyprowadzać odmiany roślin, rozmnażać in vitro, modyfikować genetycznie, takie psubratki, chwaściki i ziółka cieszyły swą prostą doskonałością :)

      Usuń