Zostałam wysłuchana, szaroburą brzydotę okryła leciutka biała kołderka, od razu lepiej wszystko wygląda, mrozik niewielki, więc da się żyć, dużego mrozu nie zamawiałam ;-)
Styropianowe jajka to raczej nie moja bajka ;-), jeszcze jedno podejście zrobię ale bez wielkiego przekonania, nie mam ręki do styropianu, estetyka skręcająca wątrobę w ósemkę.

Odporność mojego organizmu padła na kolana, nie mogę się doleczyć. Trzeba się wspomóc, bo dużo pracy mnie czeka w ogrodzie i to już za chwileczkę. Przewertowałam więc kilka mądrych książek, przeczytałam pouczające internetowe porady i wzrosła moja determinacja by wprowadzić nieduże zmiany w jadłospisie. Nie, nie, nie jakieś drastyczne nakazy, zakazy itp, nie drakońskie diety, bo wytrwałość moja mieści się w przedziale średniej wytrwałości Polek ;-), więc raczej marnie to wygląda (oczywiście oprócz wyjątków, które potwierdzają regułę). Bez zbędnych więc rewolucji, wprowadziłam więcej ziół do kuchni i tych w formie herbat, i tych do gotowania. Druga rzecz to kasza jaglana, szczególnie na śniadanie, chociaż dwa razy w tygodniu. Kaszę gotuję w małym rondelku, razem z bakaliami, konsystencja zależy od ilości dolewanej wody, wiadomo że to rzecz gustu, a obok równolegle duszę jabłuszka z cynamonem. Owoce mogą być różne, sezonowe, a nawet dżem ale z własnej spiżarni, w którym poza owocami jest cukier i NIC więcej, kaszę można ugotować wieczorem, chociaż świeżo gotowana jest zdecydowanie smaczniejsza i mamy zdrowe
śniadanie . Niestety najprościej i najszybciej jest zrobić kanapkę z czymkolwiek.
Do walki o odporność włączyłam również sproszkowane
owoce dzikiej róży. Mozolnie zbieranej, dłubanej i suszonej jesienią, niepotrzebnie zresztą dłubanej, jak teraz doczytałam. Z dwóch litrowych słoików suszonej róży, po przemiale, wyszło mniej niż niż 1/3 litrowego słoika, mam więc słoik ze skondensowaną mocą :-), ciekawi mnie bardzo, czy będą odczuwalne efekty różanej kuracji.
Przed
Po
Dodatkowo (oprócz owoców) również napoje owocowe, czyli np.pomarańcz (mrożone truskawki, borówki itp.), szklanka wody mineralnej, miód i mikser z mocnym silnikiem, który nam to zmiksuje na pianę, bez pływających "farfocli", wszelkie dodatki ziołowe jak najbardziej wskazane, najlepiej świeże z doniczki, melisa, mięta i inne (cynamon, imbir, kardamon...)
Marzy mi się wprowadzenie diety rozdzielnej, ale to pieśń przyszłości. Najpierw muszę się odpowiednio zmotywować, nabrać determinacji, utwierdzić w przekonaniu. Pierwsze podwaliny ku temu zostały zbudowane, a stało się to za sprawą
tej książki, która nie ma nic wspólnego z tą dietą, ale która, po przeczytaniu części rozdziałów dotyczących, gdzie poszczególne składniki pokarmowe są trawione przez nasz organizm, dała mi do myślenia. Niestety nie jest to łatwa dieta, niby prosta a w rzeczywistości trudna do wprowadzenia i utrzymania, ale jeśli dzięki tej lekturze, będę bardziej świadomie dobierała składniki posiłków, będzie to już wielki sukces :-)
Karton to jeden z największych skarbów kota :-)