czwartek, 22 stycznia 2015

22 I

Prawdopodobnie przesilenie zimowo-wiosenne opanowało moje jestestwo, jakiś marazm, niechciejstwo, brak słońca, niech już ta wiosna przychodzi, bo taka zima to tylko w depresję może człowieka wepchnąć. Starczyło by palców u rąk by policzyć śnieżne dni tej zimy, nikomu to nie służy, ani roślinom, ani zwierzętom a i ludziom też nie. Nigdy w życiu nie przyszło by mi do głowy, że kiedykolwiek zatęsknię za śniegiem i mrozem.

Trzeba się czymś zająć żeby nie zwariować, robię więc pierwsze wprawki wielkanocne, pisanki. Na początek proste, styropianowe jajka i kilka walentynkowych serduszek, później w lutym-marcu w ruch pójdzie dremel przy ażurkach na gęsich wydmuszkach. Jutro pierwsze dwa styropianowe jajca powinny być gotowe, na razie schną sobie przy kominku, nabite na patyki do szaszłyków.

Z tego niechciejstwa nie nastawiłam zakwasu, kupny bio też mi się skończył. Obiecuję sobie zrobić wielki słój zakwasu i wysuszyć, żeby w razie czego był pod ręką, ale na obiecankach się zawsze kończy. Tak więc wczoraj chlebek musiałam upiec na drożdżach, swojski chlebuś jest pyszny, kupne gnioty to konieczność. Zastanawiam się dlaczego jeszcze ze dwadzieścia lat temu, można było piec w piekarniach prawdziwy chleb, a teraz jakąś masakrą nas karmią. Podstawą jest zakwas, mąka, woda i sól, jako dodatek ziarna i zioła, ewentualnie drożdże ;-) i nie rozumiem jak może nie wyjść, chleb musi wyjść, jeśli nie wychodzi to chyba wina piekarnika. Ciasto zawsze zagniatam z kilograma mąki w różnych kombinacjach, tym razem chlebki upiekłam z mąki: pszennej, żytniej 720, żytniej 2000, gryczanej i płatków owsianych, jako dodatek do ciasta ziarna słonecznika. Jeden posypałam makiem, bo uwielbiam chrupiąca skórkę upstrzoną ziarenkami maku. Z takiej porcji wchodzą dwie spore keksówki. Na pierwszej fotce chlebek przed solarium a na drugim już po, powinien stygnąć choć kilka godzin, niestety nigdy się to nie udaje, jeszcze ciepłe pajdy chleba na których roztapia się masełko zostają zjadane z wielkim apetytem :-)

Moim problemem jest dzielenie "po połowie" co widać po chlebkach ;-)

Oprócz dobrego (prawdziwego) masła, którym smaruję jeszcze ciepły chleb, bo tego smaku nie da się niczym zastąpić , dobry jest również hummus z różnymi dodatkami, używam go do wystudzonego już chleba.
Z hummusem było tak, próbowałam wielu przepisów ale ciągle coś mi nie pasowało, a to tego za dużo, albo tego za mało, miałam już sobie dać spokój i zostać przy kupnym, chociaż i on nie trafiał dokładnie w mój smak. Wreszcie kiedyś, znalazłam ten przepis, i tu były proporcje składników tak dobrane, że moje kubki smakowe w końcu przestały wybrzydzać http://oszczedzaniegotowanie.blogspot.com/2013/07/hummus-przepis-podstawowy.html , z pewnością dla wielu byłby mdły i bez wyrazu, ale dla mnie jest idealny, nie dominuje smaku dodatków, jest niby neutralny, ale przemyca delikatne nuty sezamu i cytryny, jest taki mój :-)

A może tak jeszcze ciasteczko do kawy :-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz