niedziela, 1 lipca 2018

Wojna na górze.

Słońce postanowiło powalczyć ;), kiedy uda mu się wydrzeć zza chmur jest cieplutko, kiedy chmury zwyciężają jest chłodno i wieje nieprzyjemny wiatr. Kibicuję słoneczku, choć za upałami nie przepadam, tęsknię do czasów gdy temperatury powyżej 25 stopni nazywały się upałami. 30 mnie zabija.

Uruchomiłam suszarkę do owoców, na pierwszy rzut poszły czarne porzeczki do zimowych herbatek i po raz pierwszy wrzuciłam również porzeczki czerwone, zobaczę jak pójdzie ich suszenie, myślę że dałyby orzeźwiający posmak herbatkom.


Pierwsze cytrynki same odpadły z gałązek, wyszła pyszna lemoniada :), jeszcze kilka wisi  na krzaczku, ale coś kwiatów nie widać, a jak nie będzie kwiatków, to nie będzie owocków ;(


Przy tegorocznej reorganizacji warzywnika, popełniłam mnóstwo błędów, posadziłam/posiałam wszystko bezmyślnie, bez ładu i składu. Teraz widzę błędy, więc na przyszły rok z pewnością inaczej wszystko rozmieszczę, cóż, uczymy się cały czas. 
Dobrze że chociaż doniczkowy eksperyment całkiem dobrze idzie ;), bakłażany, pomidorki, papryczki, dają radę :)


Mały bzik Palibin zrobił mi niespodziankę :)



Oprócz porządkowania warzywnych upraw, konieczne jest uporządkowanie części kwiatowych nasadzeń. Muszę zrobić jeżówkowe poletko i uwolnić rośliny na rabacie, którą te one jeżówki zaanektowały w całości. Nawet róże nie są w stanie z nimi zawalczyć, nie mówiąc już o uroczych jarzmiankach, floksach, marcinkach, których wcale nie widać. Myślę że nie będę czekać na koniec lata z przesadzaniem, tylko jak mnie natchnie to popełnię to;). Nie mam pojęcia skąd się ich tyle narobiło, są w każdym zakątku ogrodu.



Nie mam pięknego zadbanego ogrodu, większość powiedziałaby że jest zapuszczony, fakt, haszczasty jest, ale za to mam tyle ptaków i innych zwierzaków, cieszą mnie one bardziej niż zadbane rabatki. Teraz jednym okiem spoglądam za okno, gdzie mama pliszka uczy maluśką pliszkę latać. Maluszek przysiadł na daszku karmnika, a mama podkarmia go chyba muchami i kłapie dziobem, tłumacząc jak się fruwa ;). Mam obrobioną ścianę domu przez jaskółki, ścianę garażu przez drozdy, na różanej pergoli gniazdo kosów, wcale się nie boją, a przechodząc do drzwi trzeba uważać na hmmm bombki. No i nietoperki na poddaszu w garażu. Żaby, zaskrońce, jeży pod dostatkiem i wszystko co fruwa, biega i pełza ma tu swoje miejsce, oprócz ślimaków golców, których z chęcią bym się pozbyła.
A kilka dni temu zauważyłam gniazdo, chyba mazurków, pod obróbką dachu, przy rynnie, nadają alfabetem Morse'a stukając dziobami w blachę i stepując pazurkami. Drozdy to niechluje, takiego badziewnego gniazda to ja nigdy nie widziałam.



Jaskółki to przy nich mistrzowie architektury ;))), niestety produkcję odpadów mają duuużo większą ;)


No kto by pozwolił na taką rujnację ściany? Jesienią zeszłego roku, wyszorowaliśmy ścianę i wyrzuciliśmy gniazdo z kominka, postanawiając że wiosną nie pozwolimy się im tu osiedlić. Na garażu proszę bardzo, tam gdzie drozdy, ale nie na domu. Wiosną przygotowałam stare firanki, żeby przyczepione powiewały na wietrze i odstraszały. Przyczepianie tych firanek tak nam pomału szło, że pewnego dnia, gdy wyszłam na taras, oczy mi wyszły jak spodki. Już są, już latają, obsiadają kominki. Macham rękami, straszę, ale one atakują z wszystkich stron. Złapałam wielki i dłuuugi podbierak, do łapania dzikich kotów, macham i macham, myślicie że sobie coś z tego robiły? Ręce mi omdlały i dałam sobie spokój. Kiedy Połówek wrócił z pracy oświadczyłam mu że jest po ptokach, mamy znowu jaskółki na domu, -no i dobrze- odpowiedział. To po co ja walczyłam chyba z godzinę z tym podbierakiem?

W tych różach kolejny rok rozmnażają się kosy, trzeba uważać przemykając do drzwi wejściowych, żeby broszki nie zarobić ;)


Bardzo wesoło mi się tu żyje.

Na koniec rzucam kota, łapcie


Aaaa jeszcze dam Wam chlebusia na kolację, spieczony fest, ale ja takie lubię.




8 komentarzy:

  1. Walka z jaskółkami jest bezcelowa, zawsze wygrywają.
    Chlebuś imponujący - też bym tak chciała ale mi się nie udaje. Buuu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chleb nie może się nie udać, warto próbować aż do skutku, uwielbiam chleb z dużą ilością kminku i maku, w środku, nie po wierzchu, nie potrzeba do niego nic, oprócz odrobiny masła, a nawet i nie :)

      Usuń
  2. Jeśli masz trochę miejsca na niedużą szopkę to polecam kaczki do zwalczania wspomnianych ślimaków. Prócz tego bardzo wdzięczne stworzenia, wiosną są świetne jaja do ciast, mięso z nich jeśli jadasz, albo jako ozdoba ogrodu i wyjadacz ślimaków :D Mniej choruje niż kura. Pięknie u Ciebie, uwielbiam takie właśnie ogrody. :)
    pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, mam cztery maluchy biegusy, ale na razie nie poruszają się po całym ogrodzie, są malutkie i boję się żeby mi nie uciekły przez pręty ogrodzenia. Nawet jeśli ślimaków nie zechcą jeść, to są takie pocieszne że im to wybaczę :)))

      Usuń
  3. Suszone porzeczki bardzo, bardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarne już nieraz suszyłam, ale czerwone pierwszy raz.

      Usuń
  4. Śliczna jeżówka. O suszeniu porzeczek nie pomyślałam, dzięki za podpowiedź z herbatką.:) Głaski dla kota, biedak załamał się, że nim rzucasz. Pozdrawiam cieplutko!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogród i łąki dają nam tyle zielnych i owocowych darów na herbatki nie tylko zimowe, że ja taką czarną to piję baaardzo rzadko. Kocik załamać się nie załamał, tylko ma mocny sen;), bo jest niesłyszący.

      Usuń