niedziela, 12 listopada 2017

Rzutem na taśmę...


I był, był wczoraj spacer, słońce przebijało się przez chmury, ale wiatr "pachniał" już śniegiem i zimą. Zabraliśmy rudą na spacer, bo ona bidula pokrzywdzona, "smyczowa", nie może poszaleć po ogrodzie, no i najmłodsza, i zdrowa, i sprawna. 
Głupot z głowy nie wywiało, ale na pewno się dotleniłam solidnie, co jesienią i zimą nie zdarza mi się zbyt często, w tym czasie wolę buzujący ogień w kominku, gar gorącej kawy, czasem lampkę wina, i tym podobne jesienno-zimowe szaleństwa. 




Rzutem na taśmę zebrałam też wiecheć wrotyczu o którym zapomniałam w lecie. Wbrew porze roku był świeży, zielony i kwitł, ucieszyło mnie to bardzo.


  Wrotycz szczególnie dedykuję mojej kocio-psiej bandzie, ale i dla siebie odłożyłam trochę najładniejszych listków i kwiatów. Nastawiłam wrotyczowy olej, najpierw go podgrzewałam w wodnej kąpieli w temp 40st, teraz niech się maceruje przez kilka dni.


Przed wrotyczem ostrzegają, że trucizna, a przecież od zawsze towarzyszył człowiekowi. W nadmiarze zaszkodzić może prawie wszystko, lecz po to mamy rozum by go używać, choć to sprawa dyskusyjna, gdy się człowiek rozejrzy wokół siebie...

O wrotyczu:
http://www.rozanski.ch/tanacetum.html

A to jeden z wrotyczowych użytkowników ;)



Dzisiejsze popołudnie spędziłam w teatrze, świeże wrażenia, uczucia mieszane, muszę "przetrawić" tą komedię.

1 komentarz:

  1. Spacer zawsze jest dobry:)
    Stronkę przez Ciebie podaną znam i cenię.

    OdpowiedzUsuń