sobota, 23 września 2017

Deszcz...deszcz...deszcz

Jak ja mam już serdecznie dość deszczu...
Wczoraj jeden jedyny dzień suchy a nawet słoneczny się przydarzył, a dzisiaj wszystko wróciło do normy czyli...deszcz.
Zapłakany ogród, zasmarkany taras, chłodno i odpaliłam kominek.
Centralne ruszyło już jakiś czas temu, ale żywy ogień w kominku to jest to, gar gorącej kawy w ręku i jesień nie straszna.
Tak więc z ważenia dyń nic nie wyszło, a ciekawi mnie kilka okazów. Nie sadzę tych olbrzymich, bo cóż ja bym z taką wielką dynią zrobiła, ale Pink Jumbo Banana całkiem spore są i ciekawi mnie ich waga.
Od tego deszczu leniwiec mną zawładnął, w ogóle dochodzę do wniosku że im starsza tym bardziej leniwa się robię i wcale mi to nie przeszkadza :)
Nie żeby całkiem nic, coś tam poudawałam że robię, pokręciłam się po domu, ale wielkiej weny nie mam. Tym bardziej że remoncik naprawczy po zalaniu domu, dopiero latem planuję, więc po co się starać jak i tak nic nie widać ;) 
Jak się nic w pogodzie nie ruszy to w depresje popadnę totalną i nawet moje prochy mnie z niej nie dźwigną.
Aaaa... octy nastawiłam i ciasto upiekłam, a teraz rozgrzewam się dodatkowo lampką jakiegoś hiszpańskiego wina, całkiem przyzwoitego w smaku, z regionu don Kichota ;)
Octy, octy, nastawiłam na razie gruszkowy i jabłkowo-malinowy. Przepisów na octy jest w internetach na kopy, każdy je modyfikuje na swój sposób. Ja robię zawsze tak samo. Na litr przegotowanej wody daję dwie-trzy łyżki miodu lub cukru. Dzisiaj poszedł w użycie cukier trzcinowy, bo miód został podstępnie wyżarty przez Połówka a słoik ukryty. Słodką ostygniętą wodą zalewam owoce, by były dobrze przykryte wodą, na wierzch serwetka i gumka, i codziennie mieszam. Po mniej więcej czterech-pięciu tygodniach, gdy fermentacja się zakończy, płyn się uspokoi, owoce opadną, filtruję przez filtr do kawy i zlewam do ciemnych butelek. Dzisiaj jako starter do każdego słoja dolałam kieliszek octu jabłkowego który mi się już kończy, liczę że dzięki temu fermentacja szybciej ruszy, zobaczymy.
To jest pyszny, własny, jabłkowy dwulatek, o pięknym złoto-słomkowym kolorze, niestety zaraz dno zobaczę i zanim nowy dojdzie będę się musiała posiłkować kupnym. Lubię winny z Modeny, a w formie kremu, mogę jeść go z chlebem, odrobiną oliwy i czosnku.


A tu nowe nastawy, z lewej gruszkowy, z prawej jabłkowo-malinowy. Czekam...


Mam zamiar nastawić jeszcze jeden słój z octem winnym, bo tegoroczny winogron na razie to tylko na ocet się nadaje, chyba że jeszcze słońce sobie o nas przypomni i pozwoli dojrzeć owocom.
Octy owocowe/ziołowe wracają do łask, i dobrze, bo to bardzo wszechstronny składnik wykorzystywany w kuchni, w celach leczniczych i kosmetyce. Warto się wysilić i zrobić własne octy.

A skoro już jesień to...


i jesienne koty
Ciumka musi być w centrum, zawsze wyjeżdża z krzesełkiem na środeczek, musowo dwie poduchy, coby sobie na dupencji odcisków nie narobić ;)


a tu Kituś-a, uwiła sobie gniazdko na kocach ;), mam podejrzenie że Ciumka może być ciotką Kitusia, na pewno są spokrewnione.


I nastał czas dokarmiania bezdomniaków, to znaczy dokarmianie trwa cały rok, ale wraz z jesienią przy miskach zaczyna się ruch. W lecie pełna miska czasem trzy dni stoi, a teraz codziennie wszystko wymiecione jest do ostatniej chrupki.


To Śleputka, towarzyszy nam od początku naszej wiejskiej przygody, wysterylizowana, niestety jednego oczka nie udało się uratować. Śleputka śpi u sąsiadów, stołuje się u nas, bo tu nikt kotów nie dokarmia, a ja robię za wariatkę, polska wieś.
Bianusia z chęcią by pomogła Śleputce czyścić miskę ;)



i na dobranoc...
najbardziej lubię te utwory kiedy w Budce śpiewał R.Czystaw, chyba ze mną jest coś nie tak, bo wszyscy wolą Cugowskiego  





5 komentarzy:

  1. Nigdy nie sadziłam Banana:). Jaka w smaku i do czego głównie się nadaje?
    Twoje jesienne koty są prześliczne.Jesienny koncert bardzo lubię i często słucham. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jumbo Pink Banana mam pierwszy raz, na pewno opiszę moje doznania smakowe :) Co prawda posiałam tą dynię w zeszłym roku do kubeczka, nawet wykiełkowała ładnie, ale padła ofiarą kotów, nie tylko ona ale wiele innych sadzonek. Jak nie dopilnuję to czasem sierściuchy narozrabiają. Z wyglądu bardzo mi się podoba, a smak, zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój przepis jest już u mnie w zeszycie. Jutro zacznę się rozglądać z czego by tu zrobić ocet.
    Jak czytałam Twój wpis to od razu pomyślałam o mojej córce, która z mężem mieszka w Bieszczadach i też początkowo robiła za dziwaczkę. Bo kto to słyszał tyle kotów gościć w domu, karmić je i jeszcze dokarmiać przybłędy. Teraz jest już swoja. Nikt się nie dziwi. Najwyżej podrzucają jej koty. A moja córka dokarmia także inne zwierzęta np lisa, który gra z nią w piłkę i łazi po kuchni, taki oswojony.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń