Utopmy stare, powitajmy nowe.
Wszystkiego dobrego w nowym roku.
pixabay.com
Nadzieja ma kolor zielony...
Utopmy stare, powitajmy nowe.
Wszystkiego dobrego w nowym roku.
pixabay.com
Nadzieja ma kolor zielony...
chleba i igrzysk
brak chleba
inflacja
igrzyska
sylwester
danse macabre
zgon
zgon
zgon
"Cael ipsum petimus"
Horacy
Odpoczywam, nic nie robię. Święta są dla dzieci, wnuków, w ich dziecięcych oczach, odbija się skrzący lukier świąteczny, który z biegiem lat, będzie odpadał, spływał, kruszył się, aż zostanie tylko proza życia. My, dorośli, próbujemy na siłę przyczepić z powrotem odpadłe płaty świątecznej pozłoty, w szarobure dziury, niestety nie chce się to trzymać w żaden sposób. Zaklinamy rzeczywistość, topiąc się w sprzątaniu, gotowaniu, wyręczaniu wszystkich, aż padamy na pysk. I tak każdego roku, rok w rok, co rok, aż do przebudzenia, choć nie każdemu się uda ta sztuka. Podziwiam kobiety, które słaniając się ze zmęczenia na nogach, potrafią jeszcze wykrzesać uśmiech kursując do kuchni, donosząc do stołu, podsuwając pod pyszczki smakowite kąski.
Już nie wspomnę o marnotrawstwie jedzenia, wielokrotnie odgrzewanego, pakowanego na wynos każdemu chętnemu, lądującego w śmietniku jeśli nie zdążyło się w odpowiednim czasie zamrozić, lub nadpsutego podrzucanie ptakom w karmnikach, lub wodnym, siejąc śmierć onym.
I te góry plastiku..., jaki piękny był świat nasz siermiężny, bez tego ohydztwa, wtedy zwykła foliowa torba "reklamówka", przywieziona z bogatego zachodu, powodowała błysk pożądania w niejednych oczach ;). Och, jak ja bym chętnie ten wytwór dobrobytu zwróciła jego twórcom, wraz z całym bogactwem wytworzonego 'dobra'.
O świątecznych plusach i minusach można by elaborat napisać.
Cóż, i ja jeszcze, w jakimś bardzo mizernym stopniu, ale jednak, podryguję w rytm świątecznej melodii, dla bardzo mi bliskiej osoby, i będę odgrywać rokrocznie tą swoją kiepską rolę. Oby jak najdłużej...
...tak więc świątecznych świąt jest we mnie tyle co kot napłakał...
...ale dość smędzenia, weselcie się i świętujcie, kto tylko potrafi 💚
kiedyś musi zaświecić słońce, nadzieja ma kolor zielony.
Poszło kolejne zamówienie, 20kg słonecznika, 8kg łuskanych orzechów, bo panienki na zimowym garnuszku wciągnęły już 20kg słonecznika, 5kg grysu słonecznikowego i 20 kul, mają apetyt, nie powiem.
A że warto dokarmiać jestem przekonana. Fota bardzo słaba, ale coś niecoś widać. To jest sikoreczka Bezogonka, która jest z nami już cztery lata, a może i więcej, ja ją obserwuję od czterech lat.
Nie o mięsożercach, nie o wegetarianach, ani o wyższości jednych nad drugimi, a o ludziach, o społeczeństwie, narodzie, a w zasadzie o jego części.
Choć już wiele sklepów i marketów wycofało się ze sprzedaży żywych ryb, to kadzie ze 'zdychającymi' w męczarniach, duszącymi się karpiami, jak co roku zagościły w naszej świątecznej rzeczywistości.
Nigdy nie rozumiałam i nadal nie rozumiem ludzi, którzy cały rok kupują filety, kostki, paluszki i inne odmiany rybnych produktów spożywczych, a raz w roku budzą się w nich mordercze zapędy. Bo raz do roku, ku chwale narodzin, trzeba coś zamordować, więc kupują podduszonego karpia, doduszając go reklamówkami wlokąc do domu. A w domu, wpuszczają do wanny lub innej miski, żeby sobie rybka odżyła, niech w pełni odczuje to, co jej jeszcze zgotują. Następnie, mordują własnoręcznie, wypruwają flaki, obdzierają ze skóry, filetują, a to wszystko po to by uhonorować narodziny Jezuska.
I coraz mnie mniej i mniej, i nawet pisać się już nie chce. Wirus 'perpetuum mobile' ma się dobrze, sieje spustoszenie, wielu znajomych odeszło, a ci co lekko przeszli, mają powikłania lżejsze lub cięższe, w tym i ja. Czuję się jak stuletnia babinka, co to ani ręką, ani nogą. To już dwa miesiące mordęgi, braku sił, oddechu, wiem że i tak mam szczęście, bo przecież jeszcze żyję. Najgorsze jest to, że przez te wzrastające zachorowania i blokowanie miejsc w szpitalach, umierają inni chorzy, nie doczekawszy pomocy, to również ofiary wirusa, ignorancji i głupoty.
...dmuchanie przez wężyk w butelkę z wodą ma pomagać na oddychanie, ćwiczenie takie, hmmm...
...spacery na świeżym powietrzu, u mnie w tempie żółwia, tylko że, sezon grzewczy i znowu ludziska zaczęli palić czym popadnie, można się udusić od tego świeżego powietrza...
Trzymam się pazurami myśli, że w końcu przecież musi być lepiej, ale na razie...jest jak jest.
Cóż, nastał czas, że wszyscy, czy chcemy czy nie, gramy w rosyjską ruletkę, dzisiaj ty, jutro ja. Śmierć spowszedniała, przestała przerażać, w internetach można spostrzec zbydlęcenie ludzi, którzy potrafią kpić z cudzej straty, śmierci, czują się nieśmiertelni, zidiocenie postępuje w zastraszającym tempie. Mam wrażenie, że głupota jest bardziej zaraźliwa od wirusa. Toczymy się jak śnieżna kula po zboczu, nabierająca wciąż masy i prędkości, w nicość.
Już chyba tylko czarna rozpacz pozostaje. Co się stało z moim krajem, co się stało z ludźmi? Kto wypuścił te demony, złość, nienawiść, zazdrość, pychę, zawiść, złodziejstwo, pazerność, arogancję i głupotę. Kto dał prawo wielu z nich czuć się lepszymi od innych, gardzić, krzywdzić, lekceważyć, zabraniać, nakazywać, karać, gnębić, okradać. Kto wsączył w naród tej jad, krążący w żyłach zamiast krwi. Totalna destrukcja.
I ten syndrom ofiary, lub totalnego lenistwa, tumiwisizmu, bo mnie to nie dotyczy? Nie dotyczy...na razie. Kwestia czasu...
Może to zły sen? Może się z niego obudzę?
"czy widzisz światełko w tunelu?
…................................
nie widzę światełka w tunelu"
Z.Preisner fragment
Bez dwóch zdań, to najpiękniejsze moje zdjęcie pstryknięte w tym roku (jak w tytule, subiektywnie). Jedna wielka tajemnica, nostalgia za nie wiadomo czym, marzenie... Tęskne ręce drzew wyciągające się by pochwycić resztki życia, zanim zapadną w zimowy letarg. Lepiej nie podchodzić zbyt blisko ;). Fota nie tykana żadnym ulepszaczem.
Zaopatrując się w słonecznik i kule dla ptaków, kupiłam również worek grysu słonecznikowego, do samodzielnej produkcji kul. Sikoreczki postanowiły zaoszczędzić mi pracy i porządziły się same. Cóż, nie mam im tego za złe, nie muszę nic robić, oprócz podłożenia tacy pod worek z grysem.
Magia miejsca, kiedy mieszkasz pomiędzy jeziorami. Poranne przeloty, piękny spektakl na niebie, na moim niebie. 😏 Koniecznie z głosem max. 💚
Smak na surowo, neutralny z lekkim słodkawym posmakiem, soczysty, chrupiący.
Pocięłam go na plasterki, cieniutkie, ususzyłam.
Po ususzeniu smakuje jak słodkawy opłatek.
Mam nadzieję na większe zbiory w przyszłym sezonie, chyba że ogrodowe gryzonie zdecydują inaczej 😉
Czas przygotować karmniki i zrobić zapasy na zimę.
😂😂😂 Pochrzyn chiński, a właściwie imitacja pochrzynu 😉, nieudany eksperyment w donicy. Młode sadzonki przesadziłam do gruntu, zobaczymy co z nich urośnie w przyszłym sezonie, nie poddaję się...jeszcze 👍
Rozpływam się, topię, gotuję, duszę, nie jestem w stanie palcem ruszyć, każdy kolejny skwarny dzień świdruje mi głowę bólem. Dzień, dwa oddechu i temperatura znów wspina się po drabinie termometru do absurdalnych, nieludzkich temperatur, ale przecież nic się nie dzieje, a ocieplenie klimatu to ściema. Konkluzją programu naukowego, który jakiś czas temu oglądałam, była uwaga naukowców, że ludzie obudzą się, gdy w strefach umiarkowanych jak nasza, temperatury zaczną przekraczać 40 stopni, to już dużo nie zostało.
Pamiętam jeszcze cudowne czasy, gdy lato głaskało nas delikatnie dwudziestoma czterema stopniami, a skwarem, upałem nazywaliśmy temperatury 27- stopniowe.
To już jest niestety wspomnienie zamierzchłych czasów 😕, tak więc, wiwat słońce i dziury ozonowe!
Delikatna jak skrzydła motyla,
ubarwiona promieniami słońca,
zatrzymana w biegu krótka chwila
kończy się...lub nie ma końca.
Matka jest tylko jedna...
Lepiej za dużo nie rozmyślać/wymyślać, bo w końcu zaczęłam się zastanawiać czy to czasem nie obiad..., chyba jednak matka?
Przeżyłam ostatnie upały, nastało ochłodzenie, chwila oddechu...
Susza okropna, deszcze omijają mój zakątek, wody...
...jeszcze nie, ale przedwiośnie jak najbardziej. Czuję je ja, czują rośliny i zwierzęta również. Czas się budzić. Pomału już przywykam do wirusowej rzeczywistości, do niepewności jutra, więc tym bardziej trzeba cenić każdy dany nam dzień.
A wiosnę na blogu przywitam...nie, nie, nie pojedynczymi przebiśniegami, rannikami, czy pierwszymi kwiatuszkami prymulek, w szaro-burym tle mokrej, gliniastej ziemi, ale nowym, egzotycznym nabytkiem, pewnie w niedalekiej przyszłości zabiję go nieumiejętną pielęgnacją, ale dopóki jest piękny, niech cieszy moje oczy. Na narzekanie przyjdzie czas, bo karczowniki zrujnowały mi ogród, ale nie chcę o tym teraz myśleć, jeszcze nie teraz.
Nie mogę nie zostawić kwiatów moich ukochanych hoi, tu caudata.
💚💚💚